-Zapisałam się - oznajmiłam z uśmiechem, siadając obok Megan. Przez cały dzień jej nie widzialam i dopiero teraz, podczas lunchu, mogłam podzielić się z nią tą nowiną.
-Od początku mówiłam, że powinnaś. Będziesz teraz pisać piosenki, Cassie - pisnęła radośnie.
-Dawno nie grałam, pianina nie tknęłam od kilku lat. Najpierw będę musiała sobie przypomnieć podstawy - wytknęłam do niej język. - Nie zostanę przecież nagle wielkim kompozytorem.
W odpowiedzi blondynka jedynie wywróciła oczami. Przez chwilę jedynie jadłyśmy w ciszy, aż jej zielone oczy błysnęły z podekscytowania.
-Prawie zapomniałam ci powiedzieć! Justin bierze udział w takim projekcie i- chciała mówić dalej, ale weszłam jej w słowo.
-Meg, nie chcę słuchać o tym, jak to Biebs wpłaca kolejne miliony na cele charytatywne i jakie to ma wielkie serce - jęknęłam. Nie miałam nic przeciwko Kanadyjczykowi, lubiłam kilka jego piosenek i, trzeba było przyznać, był niesamowicie przystojny, ale codzienne wysłuchiwanie sprawozdań Belieber, o tym, co Bieber zrobił tym razem, potrafiło być czasem męczące.
-Żebyś tylko potem nie marudziła, że ci nie mówiłam - mruknęła, gryząc frytkę. Zaśmiałam się widząc jej naburmuszoną minę, jednak po chwili przestałam, czując na sobie jej morderczy wzrok. Wciąż nieco rozbawiona, objęłam ją ramieniem.
-No mów, co Justin zrobił tym razem? Nowy teledysk? Kolejny konkurs?
-Już ci nic nie powiem, sama się dowiesz w swoim czasie - wstała i ruszyła do klasy, w drodze posyłając mi całusa. Zachichotałam z jej zachowania i ruszyłam na angielski.
Ostatnie lekcje minęły mi w mgnieniu oka i nim zauważyłam, wchodziłam już do domu. Od razu po przekroczeniu progu mieszkania poczułam zapach naleśników. Pobiegłam do kuchni i rzuciłam się na tatę stojącego z patelnią.
-Tęskniłam za tobą - mruknęłam, wtulając się w niego niczym kilkulatka.
-Ja za tobą też, skarbie - rozbawiony pocałował mnie w czubek głowy. Zawsze wolałam jego od mamy. Nigdy nie osądzał, słuchał do końca, pomagał w najtrudniejszych momentach. Był moim przyjacielem, zwyczajnie wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Niestety trzy lata temu musiał zmienić pracę, bo niezbyt się nam przelewało. Zaproponowano mu pracę w dużej korporacji, na którą przystał bez zastanowienia. Jej jedynym minusem były częste, długie wyjazdy, zwłaszcza, że tata był teraz na bardzo wysokim stanowisku. Nie miałam mu niczego za złe, było mi tylko czasem smutno, kiedy omijał ważne dla mnie wydarzenia. Cóż, niestety nie można mieć wszystkiego.
-Co nowego? - spytał z uśmiechem, stawiając przede mną talerz naleśników z Nutellą.
-Nie za dużo. W szkole to samo, z mamą też, w okolicy nic się nie dzieje. Nudy - podsumowałam, wpycgając sobie do ust połowę rulonika. -A, zapomniałabym. Wracam do pianina - posłałam mu szeroki uśmiech.
-Cassie, to wspaniale! - krzyknął radośnie. Zawsze to jego najbardziej cieszyło kiedy grałam. Twierdził, że go to odpręża. - Kiedy zaczynasz?
-Dzisiaj, zapisałam się na zajęcia - wzięłam łyk soku pomarańczowego.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę - westchnął głęboko. - A co u Davida?
Zarumieniłam się lekko, ale doceniałam to, że ojciec lubi mojego chłopaka.
-Bardzo dobrze, przyjęli go niedawno do miejskiej drużyny kosza - pochwaliłam się.
-A między wami wszystko w porządku? Traktuje cię dobrze? - upewniał się.
-Spokojnie, jestem dużą dziewczynką - zaśmiałam się delikatnie. - Gdyby coś było nie tak, coś bym z tym zrobiła.
-Wiem, wiem, tylko się droczę - przytulił mnie lekko. - O której masz to pinanino?
-Tak właściwie tooo - spojrzałam na zegarek. -Już - zerwałam się z miejsca, rzuciłam krótkie 'Pa' i ruszyłam w stronę Centrum Muzycznego.
Dotarłam tam trochę po czasie, przez co zdyszana wpadłam do sali, przygładzając miętowy sweter, który podczas biegu nieco się podwinął.
-Przepraszam za spóźnienie, za późno wyszłam z do- urwałam, zauważając kto przede mną stoi.
-Nie ma problemu, nie czekałem na ciebie długo - odparł z szerokim uśmiechem. - Jestem Justin, ale to pewnie wiesz - zaśmiał się lekko. Nieco oczarowana tym dźwiękiem, a może jeszcze zmęczona truchtem, dopiero po chwili złożyłam wszystkie elementy do kupy.
-Co ty tu robisz? - spytałam szczerze zaskoczona.
-Będę cię uczył grać na pianinie. To ty nic nie wiesz? - jego chyba też ta sytuacja zdziwiła. Pokiwałam głową na nie, więc chłopak kontynuował. - Biorę udział w projekcie, podczas którego sławne osoby udzielają się społecznie. Jedni sprzątają, inni zabawiają małe dzieci, a ja postanowiłem zarażać innych pasją do muzyki. Coś z tym nie tak? - spytał zaniepokojony.
-Nie, nie. Wszystko w porządku - zapewniłam. - Po prostu nie codziennie dowiadujesz się, że międzynarodowa gwiazda będzie cię czegoś uczyć.
-Jesteś Belieber? - zadziornie się uśmiechnął, podnisząc lewą brew.
-Nie nazwałabym się w ten sposób. Ale nie mam nic przeciwko twojej twórczości. Co jak co, ale talent to ty masz - spojrzałam na niego z uznaniem.
-Dziękuję - podrapał się po karku. - To co? Zaczynamy?
-Pewnie - z entuzjazmem siadłam do instrumentu. Szatyn podyktował mi kilka najprostrzych ćwiczeń. Słysząc, co mam wykonać zaczęłam się niekontrolowanie śmiać.
-Co cię tak bawi? - zdezorientowanie można było wycytać z jego twarzy.
-Takie rzeczy to ja robiłam siedem lat temu - odparłam.
-No to pokaż, co potrafisz - zwilżył wargi i oparł się o ściane, czekając aż zacznę. W pierwszej chwili nie byłam pewna, co robić, ale z każdym kolejnym ruchem wracała wprawa, którą miałam grając regularnie. Zamknęłam oczy i pozwoliłam moim palcom samym odnajdywać odpowiednie klawisze. Kiedy skończyłam, spojrzałam na Biebera. Na jego twarzy malował się podziw z nutką zdziwienia.
-Jak widzę nie będzie tak źle - mrugnął do mnie i podszedł bliżej. - Gdzie się tego nauczyłaś?
-Mój dziadek chciał, żebym rozwijała się w tym kierunku. Nauczył mnie kilku najprostrzych rzeczy - odparłam zgodnie z prawdą. Chłopak tylko pokiwał z uznaniem głową. Do końca lekcji głównie udoskonalałam to, co już potrafiłam. W pewnym momencie rozdzwonił się jego telefon. Sprawdził ko to, zerknął na mnie przepraszająco i odszedł, aby porozmawiać. Po kilku minutach wrócił, a ja zdążyłam spakować wszystkie swoje rzeczy.
-Nie obrazisz się, jeśli dzisiaj skończymy trochę wcześniej? Selena chce, żebym ją odebrał z lotniska.
-Nie ma żadego problemu - uśmiechnęłam się delikatnie, co on odwzajemnił.
-To jak, dasz mi swój numer? - widząc moją zaskoczoną minę, szybko dopowiedział. - No wiesz, w razie gdyby trzeba coś było przełożyć lub coś takiego.
-Oh, pewnie - podyktowałam mu ciąg cyfr, po czym on zrobił to samo.
-To do zobaczenia - mruknęłam i wybiegłam z budynku. Po drodze wybrałam numer Megan.
-Przyjdź do mnie jak najszybciej. Nawet nie zgadniesz, co się stało - powiedziałam do słuchawki.
••
I JEST PIERWSZY ROZDZIAŁ :D przepraszam, że taki któtki, poprawię się.
Od razu uprzedzam, że nie planuję zrobić z tego dennego love story, mam zupełnie inne plany ;)
Proszę o szczere opinie w komentarzach <3 #muchlove
środa, 22 sierpnia 2012
wtorek, 21 sierpnia 2012
Prologue.
Czasem nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo drobne, wydawałoby się nic nie znaczące czyny mogą zmienić nasze życie. Jak jedna spontaniczna decyzja może mieć wpływ na naszą przyszłość. Jak jedno słowo może diametralnie zmienić naszą sytuację.
Takie nieprzemyślane uczynki są dla nas często najleszym rozwiązaniem. Beztrosko zgadzamy się na to, co przyniesie los, nie myśląc o konsekwencjach. Ale przecież o to w tym wszystkim chodzi. O życie pełne wrażneń, niespodziewanych zwrotów akcji, wydarzeń zapadających w pamięć na długi czas.
Bywają jednak momenty, kiedy lepiej się zastanowić przed powiedzeniem 'tak'. Kiedy lepiej odczekać jakiś czas, aby nie mieć potem wyrzutów sumienia, uczucia, że mogliśmy zrobić coś zupełnie inaczej, a może wtedy byłoby nam lepiej.
Sztuką życia jest właśnie odróżnianie tych dwóch sytuacji. A gdy nam się to uda, możemy czuć się spełnieni, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby było dobrze.
~~
Prolog krótki i bez sensu jak wszystkie pisane przeze mnie.
Historia będzie dotyczyła Justina Biebera, więc jeśli za nim nie przepadasz lub nie lubisz fan fiction, to nie czytaj.
Jeśli czytasz - proszę, zostaw chociaż najmniejszy komentarz. Tobie zajmie to tylko chwilę, a dla mnie znaczy bardzo dużo :)
Takie nieprzemyślane uczynki są dla nas często najleszym rozwiązaniem. Beztrosko zgadzamy się na to, co przyniesie los, nie myśląc o konsekwencjach. Ale przecież o to w tym wszystkim chodzi. O życie pełne wrażneń, niespodziewanych zwrotów akcji, wydarzeń zapadających w pamięć na długi czas.
Bywają jednak momenty, kiedy lepiej się zastanowić przed powiedzeniem 'tak'. Kiedy lepiej odczekać jakiś czas, aby nie mieć potem wyrzutów sumienia, uczucia, że mogliśmy zrobić coś zupełnie inaczej, a może wtedy byłoby nam lepiej.
Sztuką życia jest właśnie odróżnianie tych dwóch sytuacji. A gdy nam się to uda, możemy czuć się spełnieni, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby było dobrze.
~~
Prolog krótki i bez sensu jak wszystkie pisane przeze mnie.
Historia będzie dotyczyła Justina Biebera, więc jeśli za nim nie przepadasz lub nie lubisz fan fiction, to nie czytaj.
Jeśli czytasz - proszę, zostaw chociaż najmniejszy komentarz. Tobie zajmie to tylko chwilę, a dla mnie znaczy bardzo dużo :)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)