-Ale jak to wszystko wiedziałaś? - jęknęłam. Siedziałyśmy z Megan w moim pokoju, a ja właśnie skończyłam jej opowiadać o przedziwnej lekcji pianina. Kiedy skończyłam, poinformowała mnie, że nie jest zbyt zaskoczona, bo już od dawna wiedziała, że Justin będzie robił coś takiego. Nie umknęło mi jednak, że słysząc, że Bieber uczy akurat mnie, rozszerzyły jej się źrenice.
-Gdybyś mnie posłuchała podczas lunchu, nie byłabyś taka zaskoczona- wytknęła do mnie język.
-Gdybyś powiedziała, że to dotyczy mnie, wysłuchałabym wszystkiego - blondynka tylko wywróciła oczami.
-Tak czy inaczej...- zaczęła, ale przerwał jej dźwięk mojego dzwonka. Nieznany numer. Po chwili wahania odebrałam.
-Hej, tu Justin - odezwał się ciepły głos. Zapomniałam, że nie zapisałam sobie jego numeru.
-Cześć, Justin - położyłam nacisk na drugie słowo. Zielonooka szerzej otworzyła oczy i przysunęła się, żeby więcej słyszeć. -Co tam?
-Całkiem dobrze, ale ja nie w tej sprawie. Moglibyśmy przełożyć piątkowe zajęcia na jutro? Mam podpisywanie - w jego głosie pojawiła się nutka zakłopotania.
-Nie ma problemu - odpowiedziałam wesoło. -To do jutra?
-Yhm. Bądź na miejscu w okolicach 18.
-Jasne. Do zobaczenia.
-Trzymaj się - i się rozłączył. Zerknęłam na dziewczynę i zaczęłam się śmiać z wyrazu jej twarzy.
-Zamurowało troszkę? - zapytałam wciąż rozbawiona.
-To, że Biebs cię uczy to jedno. Ale posiadanie jego numeru - wyrzuciła ręce w górę. - To jest już dużo poważniejsze.
-Do czego ty dążysz? - lekko przechyliłam głowę.
-Pan Bieber cię lubi - puściła mi perskie oko.
-Dał mi swój numer. Twoja korepetytorka też do ciebie dzwoni, a ja nie robię z tego wielkiej afery - spojrzałam na nią z wyrzutem.
-Oj, jeszcze zobaczysz jak to się potoczy - mruknęła z tajemniczym uśmieszkiem.
~
Wymowałam książki z szfki, kiedy poczułam ciepłe dłonie na biodrach. Obróciłam się i z uśmiechem zarzuciłam chłopakowi ręce na szyję. Ten się schylił i lekko mnie pocałował.
-Tęskniłaś? - spytał zabierając swoje usta z moich.
-Może troszkę - wplątałam mu ręce we włosy.
-A zaszczycisz mnie swoją obecnością dziś po szkole? - mruknął, sunąc mi po policzku nosem.
-Dzisiaj nie mogę - zrobiłam smutną minkę. - Mam pianino.
-To może chociaż pozwolisz się z niego odebrać? - uśmiechnął się, pokazując urocze dołeczki.
-Z wielką przyjemnością - musnęłam jego polik i poszłam na biologię.
~
Weszłam na salę, ze zdziwieniem stwierdzając, że Bieber jeszcze nie przyszedł. Siadłam przy instrumencie i zaczęłam grać tylko sobie znana melodię, a po chwili dołożyłam do niej słowa. Przymknęłam oczy, żeby lepiej wczuć się w muzykę. Kiedy skończyłam, usłyszałam ciche oklaski z końca pomieszczenia. Ucichłam i gwałtownie odwróciłam głowę.
-Ktoś ci już mówił, że masz piękny głos? - uśmiechnął się, stając przy mnie.
-Długo tu stałeś? - spojrzałam na szatyna.
-Wystarczająco długo, żeby stwierdzić, że jestes wszechstronnie utalentowana - przysiadł się koło mnie. - To jak, gramy dalej czy chcesz jeszcze poćwiczyć głos? - odwzajemniłam jego uśmiech i zaczęłam wygrywać pierwsze nuty.
Pod koniec drugiej lekcji stwierdziłam, że Biebs jest naprawdę świetnym nauczycielem. Był cierpliwy, wszystko tłumaczył, nie denerwował się, kiedy coś mi nie wychodziło, pomagał. Gdyby tylko wszyscy tacy byli.
-Jak u Seleny? - spytałam, kończąc grać ostatni utwór.
-Całkiem dobrze. Była wczoraj nieco markotna, ale to pewnie przez długi lot. Nie przepada za samolotami - podrapał się po karku.
-Cieszysz się, że przyjechała? - posłałam mu lekki uśmiech.
-Brakowało mi jej - odwzajemnił gest i się podniósł, podając mi rękę. - To już chyba koniec na dziś.
Zebrałam swoje rzeczy i wyszliśmy z budynku.
-Justin! - usłyszeliśmy damski krzyk, a chwilę póżniej brązowookiemu na szyję rzuciła się Selena. Ignorując, że stoję pół metra dalej, gwałtownie wpiła się w jego wargi. Chłopak delikatnie ją odsunął, śmiejąc się z zakłopotaniem.
-Cassie, to Selena, moja dziewczyna. Sel, to Cassie, dziewczyna, którą uczę grać na pianinie - posłałyśmy sobie uśmiechy, po czym Gomez zaczęła coś trajkotać.
-Cas! - odwróciłam się i ujrzałam Davida, idącego w naszą stronę. - Hej, słońce - przytulił mnie mocno, po czym zmierzył wzrokiem Jelenę.
-Um, Justin, to David. David, to Justin - obaj zrobili jakiś dziwny, męski uścisk.
-Idzemy? - zielonooki zwrócił się do mnie.
-Pewnie - mruknęłam. - Pa, Selena. Do zobaczenia, Justin.
Brunetka machnęła do mnie ręką, a szatyn przytulił.
-Trzymajcie się - pożegnał się z uśmiechem, po czym oboje odeszli, trzymając się za ręce.
-Nie mówiłaś, że Bieber będzie cię uczył - spojrzał na mnie zdziwiony.
-Bo nie pytałeś - wystawiłam do niego język i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
~
-I jak? - wyszłam z łazienki, okręcając się wokół własniej osi.
-Świetnie - Megan klasnęła, wstając z mojego łóżka. - Bierz torebkę i wychodzimy.
Był piątkowy wieczór. Moje plany spędzenia go z książką i herbatą poszły się pier...yhm, no właśnie. Pytacie, kogo to sprawka? Oto moja przyjaciółka zmówiła się z kilkoma osobami i chcąc nie chcąc, zostałam wręcz zmuszona do wyjścia do klubu. Jak to ujęła blondynka 'Jest otwarcie, wejście darmowe, zabawa świetna, musisz iść!'.
Godzinę po jej napadzie na mój dom, szłyśmy we dwie w kierunku wcześniej wspomnianego klubu. Z resztą osób miałyśmy się spotkać na miejscu.
-Ty chyba sobie żartujesz - szepnęłam, stojąc przed trzypiętrowym, podświetlonym z kazdej strony budynku. Był nowy, zadbany, a przed wejściem stało chyba tysiąc ludzi. - To jest miejsce dla VIPów, celebrytów...
-I osób, które mają znajomości - weszła mi w słowo, puszczając perskie oko. Jedynie wywróciłam oczami i przywitałam się ze znajomymi, którzy właśnie przyszli.
~
-David, daj odpocząć - zaśmiałam się, siadając przy barze. - Jeszcze raz to samo - powiedziałam do barmana i chwilę później wypiłam cały kieliszek.
-Cassie? - odwróciłam się i zobaczyłam pannę Gomez stojącą tuż za mną. Kiwnęłam głową. -Widziałaś gdzieś Justina? Nigdzie nie mogę go znaleźć.
-Przykro mi, nawet nie wiedziałam, że tu jesteście - wzruszyłam ramionami.
-Trudno, dzięki - westchnęła i odeszła. Czy ona zawsze ma takie wahania nastrojów? Wczoraj Zachowuje się, jakbym nie istniała, a dzisiaj nagle prosi mnie o pomoc.
-Dobrze się bawisz? - na krześle przede mną siadł nie kto inny, jak pan zaginiony. Szeroko się uśmiechnął i wypił swoją tequilę.
-Chyba nie tak dobrze, jak ty - zacichotałam pod nosem, widząc jego szeroki uśmiech. Nagle szatyn gwałtownie wstał.
-Chodź, zatańczymy - pociągnął mnie za rękę na środek pomieszczenia. Przyznam, że z Justinem u boku naprawdę świetnie mijał mi czas. Co chwilę się o siebie ocieraliśmy, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało.
-Więc tu jesteś! - oboje spojrzeliśmy na Selenę, idącą w naszą stronę. Szybko odsunęłam się kawałek od Biebera. - Widzę, że go znalazłaś - zmierzyła mnie wzrokiem. - To jak, Justin, zaprosisz mnie do tańca?
Chłopak chcąc nie chcąc poszedł za nią, a ja posłałam mu jedynie współczujące spojrzenie.
-Nie stój tu tak sama - usłyszałam krzyk Megan, idącej w moją stronę z Jordanem i Kate. - Chodź, idziemy pietro niżej. Rozdają tam darmowe drinki - pisnęła, na co głośno się zaśmiałam i pobiegłam za nią.
~~
przepraszam, przepraszam, PRZEPRASZAM, że tak długo mnie nie było. :(
Mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie o tym skromnym opowiadanku. Teraz rozdziały będę dodawała regularnie. Raz lub dwa tygodniowo, jeszcze zobaczę.
Macie już jakieś pomysły, jak potoczy się dalej akcja? Szykuję dla was coś, czego się nie spodziewacie, ale to w następnych rozdziałach ;)
Liczę na opinie w komentarzach. <3
niedziela, 21 października 2012
środa, 22 sierpnia 2012
One.
-Zapisałam się - oznajmiłam z uśmiechem, siadając obok Megan. Przez cały dzień jej nie widzialam i dopiero teraz, podczas lunchu, mogłam podzielić się z nią tą nowiną.
-Od początku mówiłam, że powinnaś. Będziesz teraz pisać piosenki, Cassie - pisnęła radośnie.
-Dawno nie grałam, pianina nie tknęłam od kilku lat. Najpierw będę musiała sobie przypomnieć podstawy - wytknęłam do niej język. - Nie zostanę przecież nagle wielkim kompozytorem.
W odpowiedzi blondynka jedynie wywróciła oczami. Przez chwilę jedynie jadłyśmy w ciszy, aż jej zielone oczy błysnęły z podekscytowania.
-Prawie zapomniałam ci powiedzieć! Justin bierze udział w takim projekcie i- chciała mówić dalej, ale weszłam jej w słowo.
-Meg, nie chcę słuchać o tym, jak to Biebs wpłaca kolejne miliony na cele charytatywne i jakie to ma wielkie serce - jęknęłam. Nie miałam nic przeciwko Kanadyjczykowi, lubiłam kilka jego piosenek i, trzeba było przyznać, był niesamowicie przystojny, ale codzienne wysłuchiwanie sprawozdań Belieber, o tym, co Bieber zrobił tym razem, potrafiło być czasem męczące.
-Żebyś tylko potem nie marudziła, że ci nie mówiłam - mruknęła, gryząc frytkę. Zaśmiałam się widząc jej naburmuszoną minę, jednak po chwili przestałam, czując na sobie jej morderczy wzrok. Wciąż nieco rozbawiona, objęłam ją ramieniem.
-No mów, co Justin zrobił tym razem? Nowy teledysk? Kolejny konkurs?
-Już ci nic nie powiem, sama się dowiesz w swoim czasie - wstała i ruszyła do klasy, w drodze posyłając mi całusa. Zachichotałam z jej zachowania i ruszyłam na angielski.
Ostatnie lekcje minęły mi w mgnieniu oka i nim zauważyłam, wchodziłam już do domu. Od razu po przekroczeniu progu mieszkania poczułam zapach naleśników. Pobiegłam do kuchni i rzuciłam się na tatę stojącego z patelnią.
-Tęskniłam za tobą - mruknęłam, wtulając się w niego niczym kilkulatka.
-Ja za tobą też, skarbie - rozbawiony pocałował mnie w czubek głowy. Zawsze wolałam jego od mamy. Nigdy nie osądzał, słuchał do końca, pomagał w najtrudniejszych momentach. Był moim przyjacielem, zwyczajnie wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Niestety trzy lata temu musiał zmienić pracę, bo niezbyt się nam przelewało. Zaproponowano mu pracę w dużej korporacji, na którą przystał bez zastanowienia. Jej jedynym minusem były częste, długie wyjazdy, zwłaszcza, że tata był teraz na bardzo wysokim stanowisku. Nie miałam mu niczego za złe, było mi tylko czasem smutno, kiedy omijał ważne dla mnie wydarzenia. Cóż, niestety nie można mieć wszystkiego.
-Co nowego? - spytał z uśmiechem, stawiając przede mną talerz naleśników z Nutellą.
-Nie za dużo. W szkole to samo, z mamą też, w okolicy nic się nie dzieje. Nudy - podsumowałam, wpycgając sobie do ust połowę rulonika. -A, zapomniałabym. Wracam do pianina - posłałam mu szeroki uśmiech.
-Cassie, to wspaniale! - krzyknął radośnie. Zawsze to jego najbardziej cieszyło kiedy grałam. Twierdził, że go to odpręża. - Kiedy zaczynasz?
-Dzisiaj, zapisałam się na zajęcia - wzięłam łyk soku pomarańczowego.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę - westchnął głęboko. - A co u Davida?
Zarumieniłam się lekko, ale doceniałam to, że ojciec lubi mojego chłopaka.
-Bardzo dobrze, przyjęli go niedawno do miejskiej drużyny kosza - pochwaliłam się.
-A między wami wszystko w porządku? Traktuje cię dobrze? - upewniał się.
-Spokojnie, jestem dużą dziewczynką - zaśmiałam się delikatnie. - Gdyby coś było nie tak, coś bym z tym zrobiła.
-Wiem, wiem, tylko się droczę - przytulił mnie lekko. - O której masz to pinanino?
-Tak właściwie tooo - spojrzałam na zegarek. -Już - zerwałam się z miejsca, rzuciłam krótkie 'Pa' i ruszyłam w stronę Centrum Muzycznego.
Dotarłam tam trochę po czasie, przez co zdyszana wpadłam do sali, przygładzając miętowy sweter, który podczas biegu nieco się podwinął.
-Przepraszam za spóźnienie, za późno wyszłam z do- urwałam, zauważając kto przede mną stoi.
-Nie ma problemu, nie czekałem na ciebie długo - odparł z szerokim uśmiechem. - Jestem Justin, ale to pewnie wiesz - zaśmiał się lekko. Nieco oczarowana tym dźwiękiem, a może jeszcze zmęczona truchtem, dopiero po chwili złożyłam wszystkie elementy do kupy.
-Co ty tu robisz? - spytałam szczerze zaskoczona.
-Będę cię uczył grać na pianinie. To ty nic nie wiesz? - jego chyba też ta sytuacja zdziwiła. Pokiwałam głową na nie, więc chłopak kontynuował. - Biorę udział w projekcie, podczas którego sławne osoby udzielają się społecznie. Jedni sprzątają, inni zabawiają małe dzieci, a ja postanowiłem zarażać innych pasją do muzyki. Coś z tym nie tak? - spytał zaniepokojony.
-Nie, nie. Wszystko w porządku - zapewniłam. - Po prostu nie codziennie dowiadujesz się, że międzynarodowa gwiazda będzie cię czegoś uczyć.
-Jesteś Belieber? - zadziornie się uśmiechnął, podnisząc lewą brew.
-Nie nazwałabym się w ten sposób. Ale nie mam nic przeciwko twojej twórczości. Co jak co, ale talent to ty masz - spojrzałam na niego z uznaniem.
-Dziękuję - podrapał się po karku. - To co? Zaczynamy?
-Pewnie - z entuzjazmem siadłam do instrumentu. Szatyn podyktował mi kilka najprostrzych ćwiczeń. Słysząc, co mam wykonać zaczęłam się niekontrolowanie śmiać.
-Co cię tak bawi? - zdezorientowanie można było wycytać z jego twarzy.
-Takie rzeczy to ja robiłam siedem lat temu - odparłam.
-No to pokaż, co potrafisz - zwilżył wargi i oparł się o ściane, czekając aż zacznę. W pierwszej chwili nie byłam pewna, co robić, ale z każdym kolejnym ruchem wracała wprawa, którą miałam grając regularnie. Zamknęłam oczy i pozwoliłam moim palcom samym odnajdywać odpowiednie klawisze. Kiedy skończyłam, spojrzałam na Biebera. Na jego twarzy malował się podziw z nutką zdziwienia.
-Jak widzę nie będzie tak źle - mrugnął do mnie i podszedł bliżej. - Gdzie się tego nauczyłaś?
-Mój dziadek chciał, żebym rozwijała się w tym kierunku. Nauczył mnie kilku najprostrzych rzeczy - odparłam zgodnie z prawdą. Chłopak tylko pokiwał z uznaniem głową. Do końca lekcji głównie udoskonalałam to, co już potrafiłam. W pewnym momencie rozdzwonił się jego telefon. Sprawdził ko to, zerknął na mnie przepraszająco i odszedł, aby porozmawiać. Po kilku minutach wrócił, a ja zdążyłam spakować wszystkie swoje rzeczy.
-Nie obrazisz się, jeśli dzisiaj skończymy trochę wcześniej? Selena chce, żebym ją odebrał z lotniska.
-Nie ma żadego problemu - uśmiechnęłam się delikatnie, co on odwzajemnił.
-To jak, dasz mi swój numer? - widząc moją zaskoczoną minę, szybko dopowiedział. - No wiesz, w razie gdyby trzeba coś było przełożyć lub coś takiego.
-Oh, pewnie - podyktowałam mu ciąg cyfr, po czym on zrobił to samo.
-To do zobaczenia - mruknęłam i wybiegłam z budynku. Po drodze wybrałam numer Megan.
-Przyjdź do mnie jak najszybciej. Nawet nie zgadniesz, co się stało - powiedziałam do słuchawki.
••
I JEST PIERWSZY ROZDZIAŁ :D przepraszam, że taki któtki, poprawię się.
Od razu uprzedzam, że nie planuję zrobić z tego dennego love story, mam zupełnie inne plany ;)
Proszę o szczere opinie w komentarzach <3 #muchlove
-Od początku mówiłam, że powinnaś. Będziesz teraz pisać piosenki, Cassie - pisnęła radośnie.
-Dawno nie grałam, pianina nie tknęłam od kilku lat. Najpierw będę musiała sobie przypomnieć podstawy - wytknęłam do niej język. - Nie zostanę przecież nagle wielkim kompozytorem.
W odpowiedzi blondynka jedynie wywróciła oczami. Przez chwilę jedynie jadłyśmy w ciszy, aż jej zielone oczy błysnęły z podekscytowania.
-Prawie zapomniałam ci powiedzieć! Justin bierze udział w takim projekcie i- chciała mówić dalej, ale weszłam jej w słowo.
-Meg, nie chcę słuchać o tym, jak to Biebs wpłaca kolejne miliony na cele charytatywne i jakie to ma wielkie serce - jęknęłam. Nie miałam nic przeciwko Kanadyjczykowi, lubiłam kilka jego piosenek i, trzeba było przyznać, był niesamowicie przystojny, ale codzienne wysłuchiwanie sprawozdań Belieber, o tym, co Bieber zrobił tym razem, potrafiło być czasem męczące.
-Żebyś tylko potem nie marudziła, że ci nie mówiłam - mruknęła, gryząc frytkę. Zaśmiałam się widząc jej naburmuszoną minę, jednak po chwili przestałam, czując na sobie jej morderczy wzrok. Wciąż nieco rozbawiona, objęłam ją ramieniem.
-No mów, co Justin zrobił tym razem? Nowy teledysk? Kolejny konkurs?
-Już ci nic nie powiem, sama się dowiesz w swoim czasie - wstała i ruszyła do klasy, w drodze posyłając mi całusa. Zachichotałam z jej zachowania i ruszyłam na angielski.
Ostatnie lekcje minęły mi w mgnieniu oka i nim zauważyłam, wchodziłam już do domu. Od razu po przekroczeniu progu mieszkania poczułam zapach naleśników. Pobiegłam do kuchni i rzuciłam się na tatę stojącego z patelnią.
-Tęskniłam za tobą - mruknęłam, wtulając się w niego niczym kilkulatka.
-Ja za tobą też, skarbie - rozbawiony pocałował mnie w czubek głowy. Zawsze wolałam jego od mamy. Nigdy nie osądzał, słuchał do końca, pomagał w najtrudniejszych momentach. Był moim przyjacielem, zwyczajnie wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Niestety trzy lata temu musiał zmienić pracę, bo niezbyt się nam przelewało. Zaproponowano mu pracę w dużej korporacji, na którą przystał bez zastanowienia. Jej jedynym minusem były częste, długie wyjazdy, zwłaszcza, że tata był teraz na bardzo wysokim stanowisku. Nie miałam mu niczego za złe, było mi tylko czasem smutno, kiedy omijał ważne dla mnie wydarzenia. Cóż, niestety nie można mieć wszystkiego.
-Co nowego? - spytał z uśmiechem, stawiając przede mną talerz naleśników z Nutellą.
-Nie za dużo. W szkole to samo, z mamą też, w okolicy nic się nie dzieje. Nudy - podsumowałam, wpycgając sobie do ust połowę rulonika. -A, zapomniałabym. Wracam do pianina - posłałam mu szeroki uśmiech.
-Cassie, to wspaniale! - krzyknął radośnie. Zawsze to jego najbardziej cieszyło kiedy grałam. Twierdził, że go to odpręża. - Kiedy zaczynasz?
-Dzisiaj, zapisałam się na zajęcia - wzięłam łyk soku pomarańczowego.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę - westchnął głęboko. - A co u Davida?
Zarumieniłam się lekko, ale doceniałam to, że ojciec lubi mojego chłopaka.
-Bardzo dobrze, przyjęli go niedawno do miejskiej drużyny kosza - pochwaliłam się.
-A między wami wszystko w porządku? Traktuje cię dobrze? - upewniał się.
-Spokojnie, jestem dużą dziewczynką - zaśmiałam się delikatnie. - Gdyby coś było nie tak, coś bym z tym zrobiła.
-Wiem, wiem, tylko się droczę - przytulił mnie lekko. - O której masz to pinanino?
-Tak właściwie tooo - spojrzałam na zegarek. -Już - zerwałam się z miejsca, rzuciłam krótkie 'Pa' i ruszyłam w stronę Centrum Muzycznego.
Dotarłam tam trochę po czasie, przez co zdyszana wpadłam do sali, przygładzając miętowy sweter, który podczas biegu nieco się podwinął.
-Przepraszam za spóźnienie, za późno wyszłam z do- urwałam, zauważając kto przede mną stoi.
-Nie ma problemu, nie czekałem na ciebie długo - odparł z szerokim uśmiechem. - Jestem Justin, ale to pewnie wiesz - zaśmiał się lekko. Nieco oczarowana tym dźwiękiem, a może jeszcze zmęczona truchtem, dopiero po chwili złożyłam wszystkie elementy do kupy.
-Co ty tu robisz? - spytałam szczerze zaskoczona.
-Będę cię uczył grać na pianinie. To ty nic nie wiesz? - jego chyba też ta sytuacja zdziwiła. Pokiwałam głową na nie, więc chłopak kontynuował. - Biorę udział w projekcie, podczas którego sławne osoby udzielają się społecznie. Jedni sprzątają, inni zabawiają małe dzieci, a ja postanowiłem zarażać innych pasją do muzyki. Coś z tym nie tak? - spytał zaniepokojony.
-Nie, nie. Wszystko w porządku - zapewniłam. - Po prostu nie codziennie dowiadujesz się, że międzynarodowa gwiazda będzie cię czegoś uczyć.
-Jesteś Belieber? - zadziornie się uśmiechnął, podnisząc lewą brew.
-Nie nazwałabym się w ten sposób. Ale nie mam nic przeciwko twojej twórczości. Co jak co, ale talent to ty masz - spojrzałam na niego z uznaniem.
-Dziękuję - podrapał się po karku. - To co? Zaczynamy?
-Pewnie - z entuzjazmem siadłam do instrumentu. Szatyn podyktował mi kilka najprostrzych ćwiczeń. Słysząc, co mam wykonać zaczęłam się niekontrolowanie śmiać.
-Co cię tak bawi? - zdezorientowanie można było wycytać z jego twarzy.
-Takie rzeczy to ja robiłam siedem lat temu - odparłam.
-No to pokaż, co potrafisz - zwilżył wargi i oparł się o ściane, czekając aż zacznę. W pierwszej chwili nie byłam pewna, co robić, ale z każdym kolejnym ruchem wracała wprawa, którą miałam grając regularnie. Zamknęłam oczy i pozwoliłam moim palcom samym odnajdywać odpowiednie klawisze. Kiedy skończyłam, spojrzałam na Biebera. Na jego twarzy malował się podziw z nutką zdziwienia.
-Jak widzę nie będzie tak źle - mrugnął do mnie i podszedł bliżej. - Gdzie się tego nauczyłaś?
-Mój dziadek chciał, żebym rozwijała się w tym kierunku. Nauczył mnie kilku najprostrzych rzeczy - odparłam zgodnie z prawdą. Chłopak tylko pokiwał z uznaniem głową. Do końca lekcji głównie udoskonalałam to, co już potrafiłam. W pewnym momencie rozdzwonił się jego telefon. Sprawdził ko to, zerknął na mnie przepraszająco i odszedł, aby porozmawiać. Po kilku minutach wrócił, a ja zdążyłam spakować wszystkie swoje rzeczy.
-Nie obrazisz się, jeśli dzisiaj skończymy trochę wcześniej? Selena chce, żebym ją odebrał z lotniska.
-Nie ma żadego problemu - uśmiechnęłam się delikatnie, co on odwzajemnił.
-To jak, dasz mi swój numer? - widząc moją zaskoczoną minę, szybko dopowiedział. - No wiesz, w razie gdyby trzeba coś było przełożyć lub coś takiego.
-Oh, pewnie - podyktowałam mu ciąg cyfr, po czym on zrobił to samo.
-To do zobaczenia - mruknęłam i wybiegłam z budynku. Po drodze wybrałam numer Megan.
-Przyjdź do mnie jak najszybciej. Nawet nie zgadniesz, co się stało - powiedziałam do słuchawki.
••
I JEST PIERWSZY ROZDZIAŁ :D przepraszam, że taki któtki, poprawię się.
Od razu uprzedzam, że nie planuję zrobić z tego dennego love story, mam zupełnie inne plany ;)
Proszę o szczere opinie w komentarzach <3 #muchlove
wtorek, 21 sierpnia 2012
Prologue.
Czasem nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo drobne, wydawałoby się nic nie znaczące czyny mogą zmienić nasze życie. Jak jedna spontaniczna decyzja może mieć wpływ na naszą przyszłość. Jak jedno słowo może diametralnie zmienić naszą sytuację.
Takie nieprzemyślane uczynki są dla nas często najleszym rozwiązaniem. Beztrosko zgadzamy się na to, co przyniesie los, nie myśląc o konsekwencjach. Ale przecież o to w tym wszystkim chodzi. O życie pełne wrażneń, niespodziewanych zwrotów akcji, wydarzeń zapadających w pamięć na długi czas.
Bywają jednak momenty, kiedy lepiej się zastanowić przed powiedzeniem 'tak'. Kiedy lepiej odczekać jakiś czas, aby nie mieć potem wyrzutów sumienia, uczucia, że mogliśmy zrobić coś zupełnie inaczej, a może wtedy byłoby nam lepiej.
Sztuką życia jest właśnie odróżnianie tych dwóch sytuacji. A gdy nam się to uda, możemy czuć się spełnieni, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby było dobrze.
~~
Prolog krótki i bez sensu jak wszystkie pisane przeze mnie.
Historia będzie dotyczyła Justina Biebera, więc jeśli za nim nie przepadasz lub nie lubisz fan fiction, to nie czytaj.
Jeśli czytasz - proszę, zostaw chociaż najmniejszy komentarz. Tobie zajmie to tylko chwilę, a dla mnie znaczy bardzo dużo :)
Takie nieprzemyślane uczynki są dla nas często najleszym rozwiązaniem. Beztrosko zgadzamy się na to, co przyniesie los, nie myśląc o konsekwencjach. Ale przecież o to w tym wszystkim chodzi. O życie pełne wrażneń, niespodziewanych zwrotów akcji, wydarzeń zapadających w pamięć na długi czas.
Bywają jednak momenty, kiedy lepiej się zastanowić przed powiedzeniem 'tak'. Kiedy lepiej odczekać jakiś czas, aby nie mieć potem wyrzutów sumienia, uczucia, że mogliśmy zrobić coś zupełnie inaczej, a może wtedy byłoby nam lepiej.
Sztuką życia jest właśnie odróżnianie tych dwóch sytuacji. A gdy nam się to uda, możemy czuć się spełnieni, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby było dobrze.
~~
Prolog krótki i bez sensu jak wszystkie pisane przeze mnie.
Historia będzie dotyczyła Justina Biebera, więc jeśli za nim nie przepadasz lub nie lubisz fan fiction, to nie czytaj.
Jeśli czytasz - proszę, zostaw chociaż najmniejszy komentarz. Tobie zajmie to tylko chwilę, a dla mnie znaczy bardzo dużo :)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)